barbie barbie
4550
BLOG

Smoleńsk i nauka (polska)

barbie barbie Rozmaitości Obserwuj notkę 230

 

Zapoznałem się dokładnie z dostępnymi w sieci materiałami Konferencji Smoleńskiej. Niestety potwierdziły się moje obawy, że nie będzie miała ona charakteru naukowego. Nie mam na myśli poziomu merytorycznego referatów, ponieważ skrzywdziłbym kilku autorów, lecz tak zwany „całokształt” tej imprezy.

Po pierwsze – Organizatorzy (Komitet Naukowy?) ograniczyli się właściwie tylko do jednego aspektu katastrofy – analizie mechanizmów zniszczenia samolotu. Można to nawet zrozumieć analizując specjalności referujących. Niestety nie mogę zrozumieć bardzo selektywnego traktowania dostępnych danych. Kilku autorów starało się dowieść, że zasadniczym powodem zniszczenia samolotu był wybuch (a nawet kilka wybuchów). Dowodzono, że wybuchy te musiały nastąpić gdy samolot znajdował się na niewielkiej wysokości nad gruntem (i nad koronami drzew) i to właśnie one stały się praprzyczyną tego tragicznego zdarzenia.

Żaden z referentów nie zadał sobie jednak trudu, aby zestawić dane z rejestratorów parametrów lotu choćby z zapisem rejestratora odgłosów w kabinie pilotów. Publicznie dostępne są dwie analizy zapisu tego rejestratora różniące się co prawda interpretacją odgłosów poprzedzających koniec zapisu – według MAK są to odgłosy uderzeń samolotu o gałęzie drzew, zaś według polskiej analizy „odgłosy przesuwających się przedmiotów”. Jednak ani jedna, ani druga interpretacja nie wspomina o odgłosach wybuchu. Trudno sobie wyobrazić, aby wybuch zdolny wyrwać kawałki poszycia samolotu lub urwać spory fragment skrzydła był bezgłośny lub tak cichy, że specjaliści analizujący zapis rejestratora dźwięku go nie zauważyli. Trudno również przyjąć, że wybuch (lub wybuchy) i związane z tym dźwięki w wstrząsy nie spowodowały żadnej reakcji (choćby słownej) osób obecnych w kabinie pilotów.

Możliwe są oczywiście różne przyczyny, dla których rejestrator dźwięku nie zarejestrował odgłosu wybuchu – od chwilowej przerwy w rejestracji aż do przypadkowego (a nawet celowego) skasowania części zapisu. Jednak stawiając hipotezę o wybuchu na pokładzie rzetelny naukowiec powinien starać się przeanalizować wszystkie dostępne materiały, zestawić na osi czasu dane ze wszystkich rejestratorów (wraz z oszacowaniem możliwych błędów). Niestety, w większości referatów wygłoszonych na Konferencji Smoleńskiej takiego podejścia zabrakło. Ich autorzy przedstawiali wnioski oparte na pojedynczych (aby nie powiedzieć dobranych) przesłankach lub symulacjach i nie starali się tych wniosków poprzeć badaniami lub obliczeniami zrealizowanymi innymi, niezależnymi metodami lub analizą innych, dostępnych powszechnie faktów. Przy niedostatku materiału badawczego , na który skarżyli się prawie wszyscy autorzy tym bardziej należało zwrócić uwagę na wykorzystanie wszystkich dostępnych źródeł danych – a nie tylko tych, które potwierdzały tezę stawianą przez referującego.

Po drugie – w Konferencji (i w jej Komitecie Naukowym) uczestniczyli naukowcy bardzo różnych specjalności – od specjalistów budownictwa po fizyków teoretyków. Brakło (oprócz zespołu WAT) aktywnych specjalistów od badań konstrukcji lotniczych. Uprzedzając zarzuty – nie chodzi mi o specjalistów od łopatek silników odrzutowych lub materiałów kompozytowych, lecz o osoby posiadające wiedzę teoretyczną i praktyczną w zakresie konstrukcji płatowców. O tym, jak taka wiedza jest ważna świadczy choćby zwrócenie przez kompetentne osoby uwagi na fakt, że zrywanie nitów mocujących poszycie i inne elementy nawet podczas rutynowych testów wytrzymałości statycznej jest zjawiskiem typowym – trudno więc uważać fakt zerwania nitów w trakcie wypadku za wyjątkowe zjawisko, a tym bardziej za dowód wybuchu.

Specjaliści dowodzili również, że wyniki modelowań komputerowych muszą być traktowane z bardzo dużą ostrożnością, ponieważ bardzo łatwo mogą prowadzić do fałszywych wniosków.

Na Konferencji nie byli obecni również psychologowie. Prowadzący sesję skomentował to w sposób absolutnie kuriozalny – a przecież samolot był pilotowany przez ludzi, zaś psychologia jest niewątpliwie nauką. Statystyki wszelkich wypadków wskazują, że jednym z decydujących czynników wpływających na przebieg wydarzeń są działania ludzi – a więc na Konferencji czynnik ten powinien być wzięty pod uwagę i przeanalizowany przez godnych zaufania obiektywnych specjalistów. W rezultacie Konferencja, która w założeniu miała być interdyscyplinarna na pewno taką nie była.

Po trzecie – prowadzenie sesji nie spełniało standardów, które powinna spełniać dyskusja naukowa. Wątpliwej jakości dowcipy w rodzaju „brzoza nie Batman – nie lata”, odbieranie głosu dyskutantom, zamykanie dyskusji „w tym temacie” (tu prowadzący się nieco zreflektował i zaproponował zamieszczenie dyskusji kuluarowej w materiałach konferencyjnych), brak panowania nad czasem prezentacji to tylko niektóre, podstawowe uwagi.

Absolutnym kuriozum było podsumowanie Konferencji, które zostało wygłoszone przez polityka! Nie mam nic przeciwko obecności polityków na konferencjach naukowych – ale dopuszczenie do tego, aby na zakończenie konferencji naukowej polityk ustosunkowywał się do jej merytorycznych wyników to już naprawdę zbyt wiele.

W sumie szkoda, że tak się skończyło. Katastrofa w Smoleńsku zasługuje na rzetelną, pozbawioną elementów politycznych dyskusję specjalistów różnych dziedzin. Niestety – z prawdziwą przykrością muszę stwierdzić, że polskiego środowiska naukowego po prostu chyba na taką dyskusję nie stać. W rezultacie odbyły się już dwie „konkurencyjne” konferencje poświęcone katastrofie i trudno którąkolwiek z nich uznać za całkowicie obiektywną. Decydującą rolę odgrywają dziś emocje – brak zaś chłodnego spojrzenia na wszystkie aspekty tej tragicznej sprawy. Pozostaje tylko mieć nadzieję, że po kilkudziesięciu latach przyszli historycy zdołają zbadać wszechstronnie dostępne źródła i przedstawić je do publicznej wiadomości. W końcu materiały dotyczące katastrofy samolotu IŁ-62 „Kopernik” (tej koło Alei Krakowskiej), która wydarzyła się w 1980 r. historyk IPN przedstawił dopiero na początku 2010 r, a więc po 30 latach! – rzuciły one zupełnie inne światło na jej przyczyny.

barbie
O mnie barbie

Nazywam się Tomasz Barbaszewski. Na Świat przyszedłem 76 lat temu wraz z nadejściem wiosny - była to wtedy niedziela. Potem było 25 lat z fizyką, a później drugie tyle z Xeniksem,  Uniksem i Linuksem. Dziś jestem emerytem oraz bardzo dużym wdowcem! Nigdy nie korzystałem z MS Windows (tylko popróbowałem) - poważnie! Poza tym - czwórka dzieci, piątka wnucząt, dwa koty (schroniskowe dachowce), mnóstwo wspaniałych wspomnień i dużo czasu na czytanie i myślenie.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości