barbie barbie
1317
BLOG

Jak w dobrej bajce wszystko szło -

barbie barbie Gospodarka Obserwuj notkę 13

- i komu to przeszkadzało?

Na początku była rodzina – dzieci, rodzice, dziadkowie (a czasem prababcia i pradziadek się zdarzyli). Rodzice pracowali i wychowywali swoje dzieci, które się uczyły ale i pomagały „w domu” jak mogły. Babcie pomagały przy dzieciach, dziadkowie też się przydawali jak umieli.

I tak ten Świat się kręcił – dzieci się rodziły, stawały się rodzicami, potem dziadkami i pradziadkami aż w końcu umierały.

Zdarzały się jednak różne przypadki – a to ktoś zachorował, a to zginął na wojnie... Ludzie (wcale nie „komuchy”) wymyślili więc system solidarnościowy, którym pewną część swych dochodów przekazywali członkom społeczności, którzy z różnych powodów nie mogli się sami utrzymywać. W ten sposób zaczęto zapobiegać tragediom sierot, kalek czy starych ludzi. Taki system polegał na dość naturalnym rozszerzeniu rodziny na całą społeczność.

Świat jednak się zmieniał – aspiracje coraz większej liczby ludzi zaczęły rosnąć. W naturalny sposób wyzwoliło to pokłady egoizmu społecznego. Rozpoczęła się gonitwa za dobrami doczesnymi – nowym mieszkaniem lub domem, najnowszym modelem samochodu, kina domowego, wakacjami na Karaibach... Rodzice stanęli więc przed alternatywą – albo dzieci, albo wygodne (oczywiście na kredyt) życie. Wychowanie dziecka od urodzenia do pełnoletności przecież kosztuje – i to sporo (niektórzy szacują, że nawet ponad milion złotych). Powszechne kiedyś rodziny wielodzietne stały się wyjątkami, wiek kobiety rodzącej po raz pierwszy wzrastał – najpierw trzeba było się przecież dorobić! Ludzi zaczęły mocno uwierać składki płacone na rzecz słabszych członków społeczeństwa. Coraz popularniejszy zaczął się pogląd, że każdy musi zadbać o siebie – a jeśli nie potrafi to jego problem. Małe mieszkania (kasa, misiu, kasa) spowodowały, że zniknął właściwie całkowicie „dom rodzinny”, w którym się ludzie rodzili i w którym umierali. Dziś rodzi się i umiera w szpitalu (często na korytarzu za parawanem), ludzi starszych i terminalnie chorych przekazuje się do różnych „domów opieki” - wszak starość i choroby są nie są piękne. Ludzie (zwłaszcza młodzi) po prostu wolą o tym nie myśleć, a wspólne życie ze starszymi osobami przypomina, że taki sam los ich także spotka.

System solidarnościowy zaczął się więc walić. Liczba rodzących się dzieci zaczęła w rozwiniętych społeczeństwach maleć, zaś liczba ludzi starszych rosnąć. W klasycznej rodzinie wszyscy „jechali na jednym wózku” - im lepiej szło rodzicom – tym lepiej żyło się i dzieciom i dziadkom. Jednak rosnące składki na różne ZUS-y, NFZ-ty itp. zaczęły coraz bardziej ludzi uwierać. I to właściwie wszystkich:

Aktywni zawodowo narzekali, że ich płace są za bardzo obciążone,

Emeryci, że nie stać ich na „godne” życie,

A na opiekę zdrowotną narzekali wszyscy...

Prawdziwym powodem tych narzekań było niezrozumienie, że system solidarnościowy niczego nie akumuluje, ale działa na zasadzie bieżącego przepływu środków – co do niego wpłynie, to na bieżąco powinien wypłacać. A więc pracujący narzekali „dziś tyle muszę odkładać na emeryturę”, zaś beneficencji systemu (emeryci, rencisty itp.) twierdzili „tyle odłożyłem, a dziś klepię biedę”. Nikt nie miał interesu w tym, aby i jedni i drudzy zrozumieli, że nic nie odkładają i nic nie odłożyli. Po prostu – tak jak w klasycznej rodzinie pracujący rodzice dbali o to, aby babcia i dziadek nie głodowali, tak w systemie solidarnościowym wpłaty były (a przynajmniej powinny być) natychmiast przekazywane uprawnionym osobom.

Transformacja w Polsce spowodowała, że zaczęło być wprost tragicznie. Rządy obawiały się wybuchu gniewu społecznego (zapowiadało się spore bezrobocie) – uruchomiono więc program wcześniejszych emerytur, odpraw itp. Do tego doszedł kryzys demograficzny i cały system zaczął się po prostu walić. Remedium miało być przejście na system kapitałowy. Pomimo agresywnej propagandy ludzie jednak nie tak naprawdę nie zaakceptowali tego systemu. Najlepszym dowodem jest kompletne fiasko tak zwanego trzeciego, dobrowolnego filaru. Do drugiego (obowiązkowego) oraz do ZUS pracujący nadal płacili, bo musieli – a wcale nie dlatego, że liczyli na te przysłowiowe „wakacje na Karaibach”. Wprowadzenie OFE było korzystne dla rządu, któremu ciągle brakowało kasy – OFE kupowały polskie obligacje, a część składek płynęła całkiem sporym strumieniem na giełdę. „Zarządzacze” przekazywanymi składkami całkiem nieźle zarabiali – jednym słowem prawie wszyscy byli zadowoleni:

- „składkowicze” otrzymali nadzieję (na te „wakacje na Karaibach”),

- rządzący mieli komu sprzedawać obligacje i uzyskali „kasę” na wydatki bieżące,

- gracze giełdowi mieli czym grać,

- „zarządzacze” oczywiście także nie narzekali...

Przysłowiowa „zupa” zaczęła się wylewać, gdy zaczął się nieuchronnie zbliżać termin wykupu obligacji.Sporo „zrolowano”, ale tak naprawdę sytuacja zaczęła być dość groźna. Nastąpił więc „skok na kasę OFE”, a przy okazji ludzie dowiedzieli się, jakie naprawdę będą te „wakacje na emeryturze”. Dla mnie nie było to zaskoczeniem – system kapitałowy (w przeciwieństwie do solidarnościowego) jest bardzo wrażliwy na czynniki zewnętrzne. Ile to już razy zwykli ludzie tracili swoje oszczędności! Wmawia się nam, że „Bezpieczna Kasa Oszczędności”, „Amber Gold” czy przypadki Ponziego lub Madoffa to niechlubne wyjątki – czy jednak tak jest naprawdę? A tak naprawdę cały system finansowy to jest jedna wielka piramida! Właśnie odrzucono pozew zbiorowy związany z AmberGold – pani w TokFM twierdzi oczywiście, że ludzie, którzy przekazali pieniądze aferzystom są sami sobie winni. Cóż, już dawno temu Henry Ford I napisał:

Jeżeli ludzie w kraju rozumieliby naszą bankowość i system monetarny, wierzę, że przed jutrzejszym rankiem wybuchłaby rewolucja”.

Cwaniaków nie brakuje – chętnie zajmą się oni cudzymi pieniędzmi aby uzyskać korzyści.Będą przy tym mieli usta pełne frazesów o kontroli, zaufaniu itp. A przecież żyją (i to bardzo dobrze) dzięki temu, że znajdują wielu frajerów.

barbie
O mnie barbie

Nazywam się Tomasz Barbaszewski. Na Świat przyszedłem 76 lat temu wraz z nadejściem wiosny - była to wtedy niedziela. Potem było 25 lat z fizyką (doktorat z teoretycznej), a później drugie tyle z Xeniksem,  Uniksem i Linuksem. Dziś jestem emerytem oraz bardzo dużym wdowcem! Nigdy nie korzystałem z MS Windows (tylko popróbowałem) - poważnie! Poza tym - czwórka dzieci, piątka wnucząt, dwa koty (schroniskowe dachowce), mnóstwo wspaniałych wspomnień i dużo czasu na czytanie i myślenie.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Gospodarka