barbie barbie
2297
BLOG

Tragedia B777 a tragedia smoleńska

barbie barbie Polityka Obserwuj notkę 73

    Pojawia się coraz więcej analiz i opinii o zestrzeleniu pasażerskiego Boeinga nad Ukrainą. Oczywiście (jak zwykle) w wielu z nich autorzy usiłują albo zaprzeczyć wersjom oficjalnym lub przynajmniej je podważyć. Polską specjalnością są porównania tragedii samolotu malezyjskiego z katastrofą polskiego Tu-154M w Smoleńsku.


   Niektórzy komentatorzy usiłują przenieść przynajmniej część winy na Ukrainę wskazując, że ze względu na toczące się działania wojenne w rejonie Doniecka oraz udane ataki „separatystów” na wojskowe samoloty ukraińskie (An-26 oraz Su-25) powinny one podjąć decyzję o zamknięciu przestrzeni powietrznej nad tym obszarem. Nie sposób odmówić tym opiniom racjonalności. „Separatyści” strzelali do samolotów od 12 lipca – zagrożenie było więc całkowicie realne.

    Przykładem jest zamieszczona na „Salonie” notka „Augustamocnego” zatytułowana „Naprowadzający winien tragedii malezyjskiego samolotu” jest co najmniej nadużyciem. Lot był realizowany rutynowo według zatwierdzonego planu na wysokości przelotowej – trudno więc mówić o jakimkolwiek „naprowadzającym”. Takie głosy, które pojawiają się nie tylko wśród blogerów należy uznać za mające na celu rozmycie odpowiedzialności za tą tragedię. Nie sądzę oczywiście aby to Prezydent Putin wydał bezpośredni lub nawet pośredni rozkaz otwarcia ognia, lecz w żadnym przypadku nie zdejmuje to odpowiedzialności z władz Rosji. Popierały one bowiem (a nawet najprawdopodobniej inspirowały) działalność „separatystów”, wśród których ponad wszelką wątpliwość znajdowali się rosyjscy wojskowi. W dodatku, jak twierdzą władze Rosji „separatyści” nie podlegali żadnemu scentralizowanemu dowodzeniu. Jeśli tego typu ludzie dysponują zaawansowaną bronią i ich agresywne działania są akceptowane to ta broń zostanie najprawdopodobniej wcześniej czy później użyta. Bloger Augustmocny podaje przykład zestrzelenia irańskiego Airbusa (również z ok. 300 osobami na pokładzie) przez krążownik USS Vincennes. Warto podkreślić, że irański samolot pasażerski lecący na wysokości przelotowej zgodnie z planem lotu (nie zboczył on z kursu jak B747 Korean Air!) zestrzeliła profesjonalna załoga okrętu wojennego na rozkaz swego dowódcy w stopniu komandora marynarki USA, która dysponowała najnowocześniejszymi systemami elektronicznymi. Jeśli więc zaawansowana broń przeciwlotnicza dostanie się w ręce bliżej nieokreślonych „zielonych ludzików”, do dowodzenia którymi nikt się nie przyznaje to wcześniej czy później ktoś jej użyje.Rosja popierając (a prawdopodobnie także organizując) działania „separatystów”, dostarczając im broń oraz „siły żywej” w postaci doświadczonych i ostrzelanych żołnierzy w mundurach bez odznak przynależności wspierała tym samym de-facto agresję wobec niezależnego państwa i żadne relatywizowanie tego oczywistego faktu nie może mieć miejsca. Próba zrzucenia z siebie winy za tragedię pasażerów malezyjskiego B777 jest więc co najmniej na na miejscu.

    Fakt, że władze Rosji mają bezsporny wpływ na „separatystów” potwierdza całkowita zmiana ich stanowiska wobec dostępu ekspertów do pobojowiska i wydania ciał, która niewątpliwie nastąpiła (wreszcie!) po przyjęciu bardziej zdecydowanego stanowiska przez USA i Unię Europejską – do czego oczywiście politycy zostali zmuszeni przez wzburzoną opinię publiczną. Nie może być więc mowy o całkowitym zdjęciu z Rosji odpowiedzialności za tą tragedię i nie pomogą tu nic deklaracje Prezydenta Putina o „pełnej współpracy” i faryzejskie „apele” do „separatystów”. Rosja ciągle dąży do wymuszenia na Ukrainie „rozejmu”, który de-facto oznaczałby uznanie samozwańczej „Republiki Donieckiej” czyli prawdopodobnie oderwanie tych terytoriów od Ukrainy a więc powtórzenie aneksji Krymu. Rosjanie mają nadzieję, że po raz kolejny pozyskają (jako „miłujący pokój”) w ten sposób wielu „pożytecznych idiotów” w państwach zachodnich i polityką „małych kroczków” doprowadzą w końcu do swojego celu – a więc całkowitego włączenia Ukrainy do strefy swoich wpływów (przecież z Janukowiczem prawie się im to już udało...). Jest to szalenie cyniczne, lecz mogące się zakończyć sukcesem działanie. Oburzenie związane z tragedią ludzi będzie z czasem malało, a odpowiednie działania propagandowe oraz wykorzystanie powiązań ekonomicznych nieraz już przyniosły sukces rosyjskiej dyplomacji.

    Osobnym zagadnieniem są jednak reakcje niektórych polityków w Polsce.Tragedia lotu MH17 posłużyła im za znakomity pretekst do ponownego zwrócenia na siebie uwagi. Wykorzystują w tym celu porównania zestrzelenia malezyjskiego Boeinga i polskiego Tu-154M. „Okazję” starają się również wykorzystać niektórzy dziennikarze i blogerzy – także „Salonu24”. Kilku z nich stara się popisywać „dowciapną” ironią nie zwracając uwagi na to, że nie uchodzi ona w obliczu takiej hekatomby. Ciekaw jestem, jak głośne byłyby protesty tych Pań i Panów, gdyby wśród ofiar tej katastrofy znaleźli się ich krewni lub przyjaciele lecący na wymarzone wakacje lub na kongres naukowy, a ktoś zacząłby po prostu wykorzystywać ich śmierć po to, aby poszydzić sobie z osób o innych poglądach? Czy naprawdę nie można uszanować śmierci niewinnych ludzi jeśli to nie jest „nasza śmierć”?

Nie wiem, czy jakiekolwiek argumenty przemówią do tych ludzi, ale spróbuję.

    Otóż po pierwsze – katastrofa samolotu malezyjskiego Boeinga 777 nastąpiła na wysokości przelotowej. Samolot nie wykonywał żadnych złożonych manewrów. Jeśli nagle spadł, to oczywistym podejrzeniem jest albo bardzo poważna awaria albo wybuch bomby lub zestrzelenie. Jeśli chcecie już Państwo z czymś to porównywać to z zamachem na B747 PanAm nad Lockerbie. Jest oczywistą oczywistością, że w takim przypadku podejrzewa się przede wszystkim przyczyn poza działaniem pilotów. Znalezienie wymaga więc przede wszystkim badania wraku. Tu-154M w Smoleńsku znajdował się w końcowym etapie próbnego podejścia do lądowania w dodatku w bardzo trudnych warunkach atmosferycznych na słabo wyposażonym lotnisku. Załoga samolotu sama poprosiła o zgodę na próbne podejście pomimo informacji kontroli naziemnej, że „warunków do lądowania nie ma”. Po sprawdzeniu zapasu paliwa taką zgodę na zniżanie do 100 m otrzymała. Wykonywała więc jeden z najtrudniejszych manewrów, podczas którego prawdopodobieństwo popełnienia błędu jest spore.Dostępne materiały (wykresy parametrów lotu, odczyt rejestratora rozmów) nie wskazują, aby w tym czasie nastąpiła jakakolwiek awaria techniczna, działanie osób trzecich czy oddziaływanie czynników zewnętrznych (wybuch bomby, zestrzelenie itp.). O tym, że samolot był sprawny świadczy to, że w końcowej fazie feralnego podejścia zaczął się już nawet wznosić, jednak niestety zawadził o szereg przeszkód terenowych, co w konsekwencji spowodowało zderzenie z ziemią. Absolutnie naturalne jest więc, że w przypadku katastrofy B777 początkowe hipotezy będą szły w kierunku zestrzelenia, zamachu lub poważnej, destrukcyjnej awarii – a w przypadku katastrofy naszego Tu-154M w kierunku błędu ludzkiego – załogi samolotu lub kontroli podejścia.

    Jeśli chodzi o kwestię badań wypadku B777, to nastąpił on na terytorium Ukrainy, a więc to Ukraina jest odpowiedzialna za przeprowadzenie śledztwa. Pomimo, że teren, na który spadł samolot jest pod faktyczną kontrolą „zielonych ludzików” wspieranych przez Rosję nie daje to jej żadnego tytułu do prowadzenia, czy też choćby udziału w badaniach przyczyn. Tu-154M rozbił się na terytorium Rosji – to, że badania prowadził MAK należy uznać za oczywiste, a w dodatku nastąpiło w dodatku na podstawie uzgodnienia z Polską, która wydelegowała zgodnie z procedurą swojego akredytowanego. To, czy Polska wykorzystała wszystkie możliwości wpływu na przebieg ustaleń przyczyn katastrofy jest osobnym pytaniem. Ja osobiście uważam, że nie. Uważam także, że nasze władze zbyt wiele uwagi przykładały do sukcesji po zmarłym Prezydencie, a zbyt mało do ustalenia ze stroną rosyjską warunków prowadzenia badań.
    Zabezpieczenie terenu katastrofy, to w przypadku Tu-154M było ono nieporównywalnie lepsze. Można nie lubić rosyjskich służb, można nagłaśniać pojedyncze przypadki kradzieży kart kredytowych przez szeregowych żołnierzy, ale jednak teren dość szybko zabezpieczono, nie szwendali się po miejscu katastrofy żądni sensacji dziennikarze i inne osoby postronne. Polskie władze zamiast ścigać się do Smoleńska powinny przede wszystkim natychmiast zadbać o to, aby w zabezpieczeniu wrakowiska mogły brać udział także polskie służby specjalistyczne. Jednak trzeba przyznać, że ciała członków naszej delegacji nie leżały przez kilka dni pod gołym niebem.

    Podobnych różnic w samym przebiegu obu tragedii oraz bezpośrednio po niej można wskazać znacznie więcej – dlatego więc uważam, że absolutnie nieuprawnione jest porównywanie tych dwóch zdarzeń. A już naprawdę cynizmem jest wykorzystywanie tragedii lotu malezyjskiego Boeinga to ponownego „podgrzewania sprawy smoleńskiej”, od której minęły już ponad cztery lata.

 

barbie
O mnie barbie

Nazywam się Tomasz Barbaszewski. Na Świat przyszedłem 76 lat temu wraz z nadejściem wiosny - była to wtedy niedziela. Potem było 25 lat z fizyką, a później drugie tyle z Xeniksem,  Uniksem i Linuksem. Dziś jestem emerytem oraz bardzo dużym wdowcem! Nigdy nie korzystałem z MS Windows (tylko popróbowałem) - poważnie! Poza tym - czwórka dzieci, piątka wnucząt, dwa koty (schroniskowe dachowce), mnóstwo wspaniałych wspomnień i dużo czasu na czytanie i myślenie.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka