barbie barbie
712
BLOG

Cywilizacja wyrzucania i generator RC

barbie barbie Gospodarka Obserwuj notkę 17

    Chodziłem do szkoły w czasach, gdy z dysgrafią walczyło się za pomocą nauki kaligrafii, za dyskalkulią za pomocą wkuwania tabliczki mnożenia, zaś z na nadpobudliwość, ADHD itp. lekarstwem były otwarte (i dostępne uczniom za darmo!) do wieczora szkolne boiska i sale gimnastyczne, kółka zainteresowań, domy kultury, pracownie modelarskie – oraz prawdziwe harcerstwo – takie z biwakami i obozami, na których trzeba było samemu zbudować sobie prycze, obrać ziemniaki i ugotować obiad na kilkadziesiąt głodnych gąb bez pomocy pań kucharek...
Jako młody człowiek byłem szalenie nadpobudliwy, ale znakomici (w większości!) nauczyciele zdołali mnie „utemperować”. Niestety, jak widać z wielu „polemicznych” notek na „Salonie” nie wszyscy mieli tyle szczęścia.

     Od zawsze interesowała mnie muzyka – miałem nawet z nią krótki, lecz profesjonalny „romans” w wieku 9-12 lat. Podczas, gdy inni słuchali „pocztówek dźwiękowych” na gramofonach „Bambino” i „Karolinka” ja budowałem gramofon stereo (tak się złożyło, że miałem dostęp do płyt z USA - „Mercury Living Presence”, „Vanguard for Connoiseurs”) oraz konstruowałem magnetofony. Poza wiedzą dało mi to oczywiście pozycję „guru” (także wśród dziewcząt!), bo jednak moje sprzęty i płyty grały „nieco lepiej” od tych „pocztówek”.

     Były to dziwne czasy – stosunkowo niedawno (chyba w 2008 r.) na aukcji dobroczynnej sprzedano Mercedesa SE 280 z 1981 r., którego właścicielem był Stanisław Lem. Podobno, gdy go pytano, dlaczego nie zmienia samochodu na nowszy St.Lem odpowiadał: „A po co? Przecież i błyszczy i jeździ!”. Ja do dziś używam na co dzień magnetofonu szpulowego REVOX A77 Mk.III (kupiony za pierwsze stypendium na tzw. „zachodzie”) - jakość dźwięku wprawia dziś w osłupienie koleżanki i kolegów moich dzieci wychowanych na odtwarzaczach MP3.

     „Nieoceniony” Pan Waldemar, który mianował mnie „baranem” zaszczycił mnie kolejną notką i postawił mi wprost zarzut oszustwa! Cóż, po raz kolejny chorobliwa nadpobudliwość spotkała się i p.Waldemara z ignorancją. Otóż drogi Panie Waldemarze – w Polsce (i nie tylko w Polsce) uczelnie oraz inne laboratoria co pewien czas wymieniają swój sprzęt na nowszy. Można wówczas kupić za niewielkie pieniądze całkiem sprawne przyrządy pomiarowe – ja właśnie w ten sposób kupiłem generator RC firmy Rhode und Schwarz (na lampach klasy Rimlock – EL42), świetny multimetr analogowy V-640 z najlepszego okresu firmy Meratronik oraz wielki oscyloskop Unitra OS-150 z kompletem wkładek pomiarowych. Uczelnia kupiła sobie cyfrowe oscyloskopy Tektroniksa, multimetry z cyferkami zamiast wskazówek, generatory funkcji – a te sprzęty, które kupiłem wylądowały w wilgotnej piwnicy z przeznaczeniem „do złomowania”.
    Taki generator RC widziałem zresztą na E-Bay – oferowany jest w cenie 1 EUR. Myślę, że bez problemu mógłby sobie na niego pozwolić także p.Waldemar.

    Ale już nie będę poświęcał więcej uwagi p.Waldemarowi, choć zainspirował mnie do napisania tej notki. Otóż to, w jaki sposób są te kupione przeze mnie urządzania wykonane wzbudza we mnie niekłamany zachwyt. W generatorze RC Rhode&Schwarz żaden element nie trzyma się jedynie na spoiwie lutowniczym! Połączenie było najpierw owijane cienkim (zapewne specjalnym) drutem, tak, że utworzyło się pewne połączenie, następnie zalane spoiwem, a na końcu zabezpieczone przed korozją lakierem (spirytusowym?). Wszystkie przełączniki działają do dziś pewnie, potencjometry płynnie, a warto wspomnieć, że ten generator był używany na I Pracowni Fizycznej przez ponad 30 lat. Ułamano był jedynie „hebelek” wyłącznika, ale zapewne podczas znoszenia go do piwnicy! OS-150 i V-640 są znacznie nowsze – i montaż wewnętrzny (choć jeszcze staranny) już nie jest aż tak wyrafinowany. Musiałem trochę popracować nad „stykologią” (co było zbędne w przypadku znacznie starszego generatora RC). Po co więc wymieniać, jeśli działa?

    W przypadku uczelni jest to oczywiście uzasadnione – studenci na pewno nie spotkają się już z takimi przyrządami w pracy zawodowej – no i uczelnia zasłużyłaby na tytuł „muzeum techniki”. Ale te przyrządy do dziś są znakomite – i co najważniejsze wiadomo, jak działają i co mierzą. Dla takiego amatora z garażowym warsztacikiem są wręcz niezastąpione. W podobny sposób jak ja postępuje wielu „domowych” konstruktorów, bo zapewne nigdy nie byłoby ich stać na zakup nowych przyrządów takiej klasy, które projektowano i wykonywano w taki sposób, aby mogły służyć przez dziesięciolecia. W mojej pracowni mieliśmy stary helowy wykrywacz nieszczelności w aparaturze próżniowej „zdiełano w CCCP”. Ani razu nie sprawił nam kłopotu, a swoje lata „posiadał”. Z nowszą aparaturą bywało różnie – w sumie zapewne dlatego, że nie stać nas było - zarówno ze środków uczelnianych, jak i z „grantów”, które wówczas nazywano „problemami” rządowymi, międzyresortowymi itp. na zakup porządnych „sprzętów”, produkcja w Polsce obumierała, a dostęp do „cennych dewiz” był bardzo ograniczony. Czasem udawało się kupić jakiś zasadniczy element np. optykę czterosiatkową dla dyfrakcji powolnych elektronów i spektroskopii Augera, ale całą resztę trzeba było dorobić lub „dokombinować”. Najgorsi zaś byli „decydenci” (niezależnie od ich poglądów), którzy naoglądali się kolorowych prospektów firm oferujących kompletny sprzęt pomiarowy, w których obsługiwały go długonogie dziewczęta w krótkich sukienkach (niestety, nie napisano, że „not included”). Zdawało się im, że zakup np. zautomatyzowanego mikrokalorymetru lub analizatora rentgenowskiego „postawi naszą placówkę na wyższym poziomie” - a o takich „głupstwach”, że aparaturę dostosowuje się do problemu naukowego, a nie odwrotnie nawet nie chcieli słyszeć. Moi młodsi koledzy twierdzą, że w „tym temacie” niezbyt wiele się zmieniło...

    Mercedes „Sonder Klasse” St.Lema służył mu prawie 25 lat. Mój generator RC działa bez problemów ponad 50, zaś magnetofon szpulowy REVOX (po wymianie głowic) ponad 35 lat. W domu mam jeszcze meble „po babci” - nie ma żadnego racjonalnego powodu, aby je wyrzucić! Dziś zwycięża cywilizacja wyrzucania, której symbolem jest reklama „nowa Skoda co cztery lata”. A potem narzekamy na ochronę środowiska, koszty recyklingu itp. Zapewne, nowa Skoda mniej pali i wydziela CO2 niż stary Mercedes klasy S. Ale czy produkcja samochodów (i innych przedmiotów) nie zanieczyszcza środowiska? Czy utylizacja elektroniki nie jest problemem? Cóż, najważniejszy jest WZROST! Wzrost sprzedaży, cen akcji itp. w nieskończoność. Działanie tej światowej piramidy finansowo-przemysłowej napędzają różne „stosowane nauki społeczne”. Koszty, których natychmiast nie widać są nieważne!

 

barbie
O mnie barbie

Nazywam się Tomasz Barbaszewski. Na Świat przyszedłem 76 lat temu wraz z nadejściem wiosny - była to wtedy niedziela. Potem było 25 lat z fizyką, a później drugie tyle z Xeniksem,  Uniksem i Linuksem. Dziś jestem emerytem oraz bardzo dużym wdowcem! Nigdy nie korzystałem z MS Windows (tylko popróbowałem) - poważnie! Poza tym - czwórka dzieci, piątka wnucząt, dwa koty (schroniskowe dachowce), mnóstwo wspaniałych wspomnień i dużo czasu na czytanie i myślenie.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Gospodarka