barbie barbie
1664
BLOG

Moje PRL-e: wersja 3.0

barbie barbie Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 66

Za Bieruta – Nowa Huta,

Za Gomułki – suche bułki,

Za Gierka – kawałek serka,

A za Kani – ani, ani...

    Takim wierszykiem dzieciaki z mojego osiedla podsumowały „sukcesy” PRL. O zmianie PRL v.2 na PRL v.3 napisano już sporo, poruszę więc tylko wybrane jej aspekty:

Polityka zagraniczna:

    Była ona jednym z najważniejszych celów Gomułki i jego ekipy. Polegała głównie na „niedrażnieniu rosyjskiego niedźwiedzia” (stąd takie nerwowe reakcje na wszelkie przejawy wystąpień „antyradzieckich”), a z drugiej na uregulowaniu stosunków z Niemcami, przy czym chodziło o Republikę Federalną i uznanie zachodniej granicy Polski. I trzeba przyznać, że pomimo stanowiska Sowietów - „przecież Polska nie graniczy z RFN, a z NRD więc o co w ogóle chodzi?”. I trzeba lojalnie przyznać, że polska dyplomacja odniosła sukces. W zawartym w sierpniu 1970 r. porozumieniu ZSRR-RFN umieszczono (najpewniej w wyniku nacisku Polski) odpowiedni artykuł:
„Art. 3 Strony zobowiązują się do poszanowania wszystkich granic europejskich, w tym zachodniej granicy PRL i granicy RFN-NRD, a także do niewysuwania w przyszłości roszczeń terytorialnych.”, a 7 grudnia 1970 r. A.Cyrankiewicz i W.Brandt podpisali układ Polska-RFN.

    Rząd PRL uznał to za sukces, który doceni społeczeństwo i odwlekł wprowadzenie planowanej wcześniej podwyżki cen artykułów żywnościowych. Już 8 grudnia rozpoczęto przygotowywanie „działań osłonowych” na wypadek wybuchu niezadowolenia, a drastyczną podwyżkę (średnio o prawie 25%!) oficjalnie ogłoszono 12 grudnia (w prasie nomen-omen w niedzielę 13 grudnia 1970...). Efekty nastąpiły natychmiast – w poniedziałek 14 grudnia rozpoczęły się spontaniczne protesty w Gdańsku, które zaczęły się błyskawicznie rozprzestrzeniać. Wprowadzono do akcji wojsko, motywując żołnierzy informacją, że są to zamieszki wywołane przez „gdańskich Niemców” protestujących przeciwko układowi Polska-RFN i żądających przyłączenia Gdańska do Niemiec! Padli zabici i ranni... Zainteresowanych odsyłam do materiałów źródłowych – w notce ograniczę się do informacji, że 20 grudnia 1970 r. I Sekretarzem KC PZPR został Edward Gierek i rozpoczął się PRL v.3. Co prawda wielu obserwatorów uważało, że następcą Gomułki będzie Mieczysław Moczar – ale nie podjął on żadnych działań w tym kierunku (niektórzy historycy twierdzą, że nie uzyskał on aprobaty Moskwy) - „lud” zareagował piosenką:

„Mieciu M., Mieciu M. z MSW, z MSW (Ministerstwa Spraw Wewnętrznych)

gdzieś pierdoło podział swoje KBW (Korpus Bezpieczeństwa Wewnętrznego)

    Trzeba przyznać, że charyzma i prezencja nowego I Sekretarza KC oraz jego silna pozycja jako byłego „księcia” śląskiego, nadzieja na zdecydowane działania i słynne przemówienie zakończone „pomożecie?”, a przede wszystkim wprowadzona jeszcze w grudniu 1970 r. podwyżka najniższych wynagrodzeń, rent i emerytur szybko obudziły nowe nadzieje. Nie były jednak one tak głębokie jak w 1956 r. Po „polskim październiku” spontanicznie uruchomiły się pokłady aktywności społecznej – zaś w 1971 oczekiwano raczej na posunięcia władz. Ja sam „wjechałem” w PRL v.3 jednym z przykładów tych inicjatyw „oddolnych” - samochodzikiem „Mikrus” wyprodukowanym w zakładach lotniczych w Mielcu w 1958 roku (służył mi dzielnie do 1975 r.).

   Gierek i jego ekipa zdawali sobie dobrze sprawę, że konieczna jest zasadnicza poprawa warunków życia społeczeństwa – inaczej nie da się uspokoić protestów. Konieczna też była akceptacja Moskwy, do której Edward Gierek udał się już 5 stycznia 1971 r. Strajki jednak nadal wybuchały – i dopiero wycofanie podwyżki trwale uspokoiło sytuację. Prawie dwukrotne zwiększenie wydatków na konsumpcję, nowe inwestycje, próba realnego zmierzenia się z problemem mieszkaniowym, program małego samochodu dla każdego (Polski Fiat 126p), rozwój przemysłu elektronicznego, zakupy technologii i licencji na zachodzie, budowa dróg i linii kolejowych (słynną CMK zaprojektowano w 1971 r. dla prędkości do 250 km/h!) oraz pewne „poluzowanie śruby” szybko dało rezultaty.


    Jednak jest oczywiste, że realizacja tak zasadniczych zmian zawsze jest związana z ogromnym ryzykiem. Nie wystarczy sama decyzja władzy – trudniejsze jest jej wdrożenie w życie. Nagle wprowadzony do gospodarki strumień pieniędzy (pochodzących z kredytów), nowe technologie odpowiadające standardom zachodnim, scentralizowany system podejmowania decyzji i bezwzględne narzucanie ich „dołom” groziły powstawaniem „zatorów”, które starano się likwidować za pomocą nowych kredytów. Tradycyjne gałęzie gospodarki (górnictwo) było tak naprawdę prawie jedynym źródłem „cennych dewiz” koniecznych do utrzymywania płynności finansowej państwa – „wyciskano” więc ich możliwości do maksimum (program 200 mln ton węgla, rabunkowa eksploatacja złóż siarki...). Ogromny wzrost zapotrzebowania rosnącej gospodarki na energię wymuszał kolejne inwestycje i tak powoli zaciskała się pętla zadłużenia.

   Dla mnie PRL v.3 był okresem największej aktywności – ukończyłem studia, ożeniłem się, urodziła mi się pierwsza dwójka dzieci, obroniłem doktorat, po pierwszych publikacje z uruchomionej przeze mnie pracowni zaczęliśmy otrzymywać zaproszenia do zagranicznych ośrodków naukowych (kilku moich kolegów zdecydowało później się na kontynuowanie prac w USA, Kanadzie, Australii) itp. Taki był rezultat „otwarcia”. Wbrew „miejskim legendom” wcale nie trzeba było należeć do PZPR itp. Jeśli otrzymywało się imienne zaproszenia na różne konferencje lub stypendia (a były one wynikiem publikowanych w prasie naukowej artykułów) to możliwy był tzw. „wyjazd popierany” - otrzymywało się z uczelni paszport służbowy (zielony), jedną dietę „dojazdową”, czasem bilet (oczywiście LOT lub Aerofłot) i „dobre słowo na drogę”. Jeśli człowiek dał się poznać „z dobrej strony” to taki interes mógł się kręcić zupełnie nieźle. Nie dość, że praca badawcza w dobrze wyposażonych ośrodkach była łatwiejsza lub wręcz możliwa i rósł dorobek naukowy - to i kasa byla całkiem niezła (pensja adiunkta w Polsce to była równowartość ok. 25 USD/m-c, "słabe" stypendium to był rząd ok. 500 USD/m-c). Warto więc było zarabiać (legalnie!) "TAM" a wydawać "TU".

   Imiennego zaproszenia nie można było wykorzystać dla „sprawdzonego towarzysza” - tacy musieli walczyć (i walczyli jak lwy!) w Polsce o stypendia z ogólnodostępnej puli (których zresztą było niemało). Niestety często robili oni „złą gębę” polskim naukowcom, próbowali „dorobić” pokątnym handelkiem itp. Było ich niestety sporo...

   Nawet słabe stypendium „TAM” to był majątek „TU” poza tym otwierało całkiem legalny dostęp do dóbr „Pewexowskich”. Trzeba się było jednak utrzymywać „na fali”, publikować godne uwago prace i  pisać „listy żebracze” do organizatorów różnych konferencji i najczęściej przynosiły one dobry rezultaty (zwolnienie z opłat lub przyznanie stypendium). To co podpatrzyliśmy „TAM” staraliśmy się wykorzystywać „TU” – opracowaliśmy i co ważniejsze wdrożyliśmy z kolegami naprawdę nowoczesne technologie dla czołowych zakładów przemysłowych dające im realne korzyści.

   Zapowiadało się więc całkiem dobrze – ale rozpędzane kredytami koło nie chciało się samo dalej kręcić. Dodatkowo „Wielki Brat” również domagał się korzyści za zgodę na to, aby Polska stała się „najweselszym barakiem w obozie” i nie zadowolił się jedynie wpisem o „dozgonnej przyjaźni” do konstytucji PRL. Na dodatek w 1974 r. wybuchł kryzys naftowy i dramatycznie wzrosła cena ropy. Szejkowie lokowali nadmiar pieniędzy w bankach zachodnich, które z wielką ochotą udzielały kredytów, które są przecież ich głównym źródłem dochodu. Zadłużenie Polski zaczęło dramatycznie rosnąć i jego obsługa była coraz kosztowniejsza. Zachód wcale tak masowo i radośnie (jak zakładano) nie chciał kupować polskich zaawansowanych produktów (przykładem nietrafionej inwestycji może być choćby ogromna fabryka elementów półprzewodnikowych). Wolał je raczej nam sprzedawać. Towarzysze posiadający odpowiednie „kręgosłupy ideowe” nie grzeszyli zazwyczaj wiedzą techniczną oraz rozeznaniem światowych trendów gospodarczych – lecz posiadali monopol na decyzję. No i doczekaliśmy się w 1976 wprowadzenia systemu kartkowego – początkowo na cukier, a potem już poszło „z górki”.

  „Centrum” zdecydowało się na jeszcze jeden krok zmierzający do przejęcia realnej kontroli nad krajem wprowadzając w 1975 r. reformę administracyjną. Nie dało to jednak większych rezultatów i wkrótce zaczęły się pojawiać wybuchy niezadowolenia. Powodem znów stała się podwyżka cen. Partia zdecydowała się na siłowe stłumienie protestów (Radom 1976) co w rezultacie niewiele dało, bo z podwyżek de-facto trzeba było się wycofać wprowadzając „rekompensaty”, co z kolei spowodowało inflację. Warunki względnej swobody doprowadziły za to do konsolidacji ośrodków oporu i organizacji ochrony praw obywateli (KOR, ROPCiO...). Stały się one zalążkiem organizacji opozycyjnych. PRL v.3 zmierzała szybko do nieuchronnego końca, który nastąpił 13 grudnia 1981 r. Nie pomogło ogłoszenie w 1977 amnestii. Wbrew temu, co głosi „wieść gminna” zaczęło się w lipcu 1980 r. w Lublinie. Tam już nie zdecydowano się na rozwiązanie siłowe i „ścieżki zdrowia” lecz starano się sprawę ukryć przed społeczeństwem. Nie pomogło – nadszedł słynny Sierpień '80, a z nim I Solidarność, która wkrótce skupiła 10 mln członków.

   Społeczeństwo lat 1980 było o wiele lepiej zorganizowane i świadome swojej siły. „Nie paliło już Komitetów – lecz zakładało własne”. Władza nie mogła liczyć na odpowiedź „Pomożemy!” - zawiodła bowiem po raz kolejny i to na całej linii. Rozpoczęła więc realizację „planu B” czyli „próbujemy zachować tak dużo jak się da!”. I udało się całkiem sporo.

   Niestety, pomimo że wykazałem się należytą „czujnością rewolucyjną” to nie zostałem jak wielu moich przyjaciół na zachodzie – uznałem, że nie mogę zostawić mamy, która całe życie poświęciła mojemu wychowaniu i żony z dwojgiem dzieci...

   Na tym kończę ten osobisty cykl notek o „moich PRL-ach”. Prezentuję w nim własne - a więc subiektywne przeżycia i doświadczenia. Mam nadzieję, że przynajmniej kilku (zwłaszcza młodszych) PT Czytelników zachęci to do poszukiwania i studiowania różnych opinii (choćby w Internecie), a zniechęci do bezrefleksyjnego powtarzania propagandowych, „binarnych” tez o naszej przeszłości.

 

Zobacz galerię zdjęć:

barbie
O mnie barbie

Nazywam się Tomasz Barbaszewski. Na Świat przyszedłem 76 lat temu wraz z nadejściem wiosny - była to wtedy niedziela. Potem było 25 lat z fizyką, a później drugie tyle z Xeniksem,  Uniksem i Linuksem. Dziś jestem emerytem oraz bardzo dużym wdowcem! Nigdy nie korzystałem z MS Windows (tylko popróbowałem) - poważnie! Poza tym - czwórka dzieci, piątka wnucząt, dwa koty (schroniskowe dachowce), mnóstwo wspaniałych wspomnień i dużo czasu na czytanie i myślenie.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura