barbie barbie
399
BLOG

Sztuka, WADZA i cenzura...

barbie barbie Kultura Obserwuj notkę 5

    Za moich studenckich czasów PRL przelotnie bawiłem się w teatr. I muszę stwierdzić, że w tym okresie WADZA dbała o artystów – zarówno takich nieopierzonych amatorów jacy tworzyli nasze powstające i szybko umierające teatry, jak i o luminarzy sztuki. Owszem, były kłopoty z cenzurą – z jednej z naszych „sztuk-składanek” wycięto na fragment „Ferdydurke” (a dla moich młodszych dzieci była to już lektura szkolna!) - ale ogólnie był to rodzaj meczu, który często wygrywali scenarzyści – do dziś pamiętam, jak w filmie „Jak rozpętałem II Wojnę Światową” (1970!) Wirgiliusz Gryń śpiewa:

Chodźcie, chodźcie, mnie was tutaj potrzeba!”

Każdy, kto tak jak ja znał z domu piosenki legionowe dośpiewywał sobie w kinie ciąg dalszy:

...by nie wpuścić bolszewików na Nieba”.

     Radochę z tego mieliśmy naprawdę sporą. Również publiczność różnych kabaretów często idąc już do domu powtarzała sobie co lepsze „kawałki” z komentarzem „ale im dołożyli!”. Warto podkreślić, że w znakomitej większości przypadków WADZA (nawet ZMS!) sponsorowała taką twórczość – lecz również niekiedy pokazywała zupełnie inne oblicze – jako przykład podam uwięzienie p.Szpotańskiego za jego „Cichych i gęgaczy”.

     Dziś sytuacja jest zupełnie inna – mamy wolność wypowiedzi artystycznej. Przybiera ona różne formy – pamiętam występ (kilkudniowy!) jednej Pani Artystki, która rozebrała się do naga, położyła na stole i obłożono ją wilgotną ligniną, na której posiano rzeżuchę. Pani Artystka postanowiła bowiem „przeżyć proces dawania życia”. Żeby to był chociaż chłop – to może bym to i zrozumiał. Ale młoda, zdrowa kobieta? Zapewne znacie Państwo wiele podobnych „happeningów”.
    Trudno się dziwić młodym adeptom sztuk, że chcą za wszelką cenę zwrócić na siebie uwagę i uciekają się w tym celu do różnych środków. Czy jednak uzasadnia to piętnowanie takiej działalności i w konsekwencji żądanie wprowadzania różnych zakazów? Nie wydaje mi się.

    Nie będę ukrywał, że do napisania tej notki zainspirował mnie bloger Salonu24 p.Zbigniew Kobylański swą „recenzją” z wystawy p.Izy Chamczyk we Wrocławiu: http://zbigniewkobylanski.salon24.pl/664397,ce-ha-jak-cham

Tak się składa, że widziałem jej wystawę w Krakowie w Szarej Kamienicy – cóż, każdy może mieć własne zdanie. Mnie akurat dość podobało się połączenie video z obrazami. Ale przeraziło mnie zakończenie notki p.Zbigniewa (jeśli mogę się tak do Pana zwrócić):

    „Nie czuję się na siłach, nie mam też takiego zamiaru, ani nie widzę żadnego sensu w tłumaczeniu koleżance, co to jest sztuka i kto to jest wariat...”


     Proszę mi wybaczyć, p.Zbigniewie, ale nie uważam, aby ktokolwiek z nas miał prawo rozstrzygać co jest sztuką – a co nie. Z takim stawianiem sprawy mieliśmy już do czynienia – padło jego ofiarą wielu wybitnych artystów – choćby wnuk wileńskiego powstańca styczniowego, uważany dziś za najwybitniejszego symfonika XX w. rosyjski kompozytor Dymitr Szostakowicz:

Lady Macbeth” stanowi chaos zamiast prawdziwej, ludzkiej muzyki. Siłę muzyki zdolną porywać słuchaczy zaprzedano na rzecz drobnomieszczańskich i bezpłodnych prób formalistycznych, na rzecz pretensjonalnego silenia się na oryginalność za pomocą najtańszych środków. Ta zabawa może się jednak źle skończyć(opinia zamieszczona w „Prawdzie”). Dostrzega Pan podobieństwo tej opinii do swej recenzji z wystawy p.Izy Chamczyk?

     Postać Szostakowicza posłużyła innemu kompozytorowi Cole Porterowi jako pierwowzór postaci radzieckiego kompozytora Boroffa w satyrycznym musicalu „Silk Stockings”, który wyśmiewa zarówno komunistyczne podejście do sztuki (Boroff w końcu pisze „Most decadent composition” - odpowiednik „Suity jazzowej” Szostakowicza), komercyjną kulturę hollywódzką, której ideały to „Technicolor, Eastman Color, fabulous Cinemascope and Stereophonic Sound” oraz zmierzch elitarnych form rozrywki („Ritz Roll and Rock”).

    Istotą sztuki jest wolność wypowiedzi. Ceną, którą za nią płacimy są manowce, na które trafia wielu artystów. Nie musimy im w tych wyprawach towarzyszyć.
Ale w moim przekonaniu nie mamy prawa zabronić im poszukiwań swojej drogi. Nie każde malarstwo musi kopiować mistrzów holenderskich, nie każda muzyka musi być tonalna. Najlepszym krytykiem jest czas – to on najlepiej weryfikuje artystę.

Nie lubię muzyki „trzy akordy i darcie mordy” - ale są ludzie, którzy ją lubią. Czym mam prawo uważać ich za wariatów? To naprawdę bardzo niebezpieczna tendencja.

 

barbie
O mnie barbie

Nazywam się Tomasz Barbaszewski. Na Świat przyszedłem 76 lat temu wraz z nadejściem wiosny - była to wtedy niedziela. Potem było 25 lat z fizyką, a później drugie tyle z Xeniksem,  Uniksem i Linuksem. Dziś jestem emerytem oraz bardzo dużym wdowcem! Nigdy nie korzystałem z MS Windows (tylko popróbowałem) - poważnie! Poza tym - czwórka dzieci, piątka wnucząt, dwa koty (schroniskowe dachowce), mnóstwo wspaniałych wspomnień i dużo czasu na czytanie i myślenie.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura