barbie barbie
3279
BLOG

Hallo, pobudka! mamy II dekadę XXI wieku!

barbie barbie Polityka Obserwuj notkę 157

    W sumie nie powinienem publikować tej notki, bo może być ona potraktowana przez „określone kola” jako instrukcja postępowania. Liczę jednak na to, że z powodu niewzruszonego przekonania o własnej nieomylności „one-rzeczone określone koła” jej nie zrozumieją i tym samym nie będą w stanie z niej skorzystać.

    „Niepokorni” (to tylko nazwa) dziennikarze i blogerzy wytaczają coraz to nowe działa przeciwko temu wstrętnemu KOD. Sięgają nawet po słowotwórstwo - np. „alimenciarz” i podobnie błyskotliwe epitety. Powszechne niechlujstwo dziennikarzy powoduje, że nie zauważają tego, że popierane przez nich jedynie słuszne „osoby publiczne” również wykręcają się od płacenia alimentów na własne dzieci... Ale nie o tym rzecz:

    Wspólną cechą wszystkich publikacji atakujących KOD jest gorączkowe poszukiwanie „centrum zarządzającego”. Jedni twierdzą, że są to „dziennikarze mainstreamu” inni, że przerażeni urzędnicy, jeszcze inni oskarżają o „sprastwo kierownicze” polityków PO – jeden z niemłodych zresztą blogerów odnalazł podobno takie centrum zarządzające w krakowskim „Domu Helclów”... Dla tworzących takie teksty (i nie tylko teksty) pokonanie KOD-u wydaje się proste – należy odkryć i namierzyć takie „centrum zarządzające”, celnie i silnie uderzyć (np. skutecznie skompromitować) i kłopot będzie „z głowy” - z ulic naszych miast znikną wszelkie protesty tych „odmieńców” i „zaprzańców”, którzy nie rozumieją światłych idei i przewodniej roli genialnego stratega – Prezesa!

    Niby proste, ale niestety w XXI wieku niewykonalne. Autorzy podobnych pomysłów tkwią bowiem mentalnie na przełomie XIX i XX w. i marzą przed zaśnięciem o wspaniałych lecz minionych czasach „fin de siecle”, które skończyły się tym, że miliony młodych ludzi wsiadły z uśmiechem i pieśnią na ustach spełniając rozkaz swych rządów do pociągów wiozących ich do polowych fabryk armatniego mięsa.

    Tym autorom wydaje się, że KOD działa podobnie – z „centrali dowodzenia” wychodzi odpowiedni rozkaz, który jest następnie przekazywany „wiernym zastępom” i karnie wykonywany. Niestety, Szanowni Państwo tak nie jest. Może o tym, jak rozchodzą się informacje w XXI w. przekona Państwa przykład imprezy pod nazwą „Powitanie wiosny”, którą zareklamowała w 2013 r. „na fejsie” pewna studentka. Ta imprezka odbywała się już wcześniej, lecz opublikowanie w Internecie takiej reklamy-zaproszenia spowodowało, że zaczęła być ona powszechnie kolportowana w sieci i na krakowskim Zakrzówku stawiło się w wyznaczonym terminie sporo ponad 20 tysięcy osób i wcale nie była to tylko przysłowiowa „gimbaza”, lecz sporo ludzi w okolicach „30” lub starszych... Biedna dziewczyna wpadła w związku z opublikowaniem swego zaproszenia w kłopoty, lecz przecież błyskawicznie po umieszczeniu w sieci zaczęło ono żyć własnym życiem i kolportowane na zasadzie „łańcuszka” różnymi metodami – od SMS i E-mail po telefony i umieszczanie odnośników. Usunięcie pierwotnej informacji po kilku dniach niewiele by już dało – zapewne uczestników imprezy byłoby niewiele mniej.

    Z podobnym jak obecne działaniem zetknąłem się na przełomie 2011 i 2012 r. podczas walki „internautów” z porozumieniem ACTA. Również różni redaktorzy (wówczas „main-streamu) gorączkowo lecz bezskutecznie poszukiwali „centrum dowodzenia” i publikowali „odkrywcze” teksty z cyklu „komu to służy?”. Ówczesna WAADZA początkowo także „szła w zaparte” i pomimo protestów w różnych miastach, do których natychmiast „przykleili się” politycy opozycyjni (Palikot, Korwin-Mikke i inni) premier Donald Tusk poinformował pod koniec stycznia 2012 r., że upoważnił polską ambasador w Tokio do podpisania umowy ACTA. A jednak wkrótce potem zdecydował się na zawieszenie procesu ratyfikacyjnego i zaproszenie do swej siedziby szerokiego grona przedstawicieli protestujących i przeprowadzenie z nimi wielogodzinnej dyskusji w rezultacie której Polska odstąpiła od ratyfikacji porozumienia ACTA.

    Ludzie wychowani na klasycznych „publikatorach” nie rozumieją działania Internetu i nie doceniają zazwyczaj siły nowych środków przekazu, które tak naprawdę opierają się na znanej chyba od początku ludzkości zasadzie rozpowszechniania plotek! Plotka bardzo szybko odrywa się od źródła i rozpoczyna własne życie – tak jak w słynnej arii „La Calunnia” z Cyrulika Sewilskiego. Próżne poszukiwania, skąd one się wzięła. Nic nie da „demaskowanie” ewentualnego drugiego dna! Jeśli w dodatku informacje zawarte w plotce ludzie uznają za istotne i przyjmą za swoje plotka może stać się bardzo groźna.

    Nowoczesne środki przekazu pozwalają właściwie każdemu w umieszczanie w sieci dowolnej informacji – np. zaproszenia na demonstrację. W rezultacie takie zaproszenie może się prawie równocześnie pojawić w tysiącach miejsc. Naiwnością są próby usuwania lub ograniczania dostępu do informacji, które zostały kiedyś umieszczone w Internecie. Rząd PiS podjął na przykład dość kuriozalne działanie – usunął z sieci oficjalny dokument rządowy, za opracowanie którego zapłacili polscy podatnicy – mam oczywiście na myśli tak zwany „Raport Millera” dotyczący katastrofy smoleńskiej. Pani Szydło oświadczyła:

„Ta strona została zamknięta i będzie zamknięta po prostu. Myślę, że to jest ta odpowiedź jedyna, której mogę w tej chwili udzielić...”.

   Świadczy to o całkowitym braku zrozumienia specyfiki działania Internetu oraz braku wyczucia, jaka będzie ocena takiego kroku. Oczywiście raport jest dostępny w sieci w dalszym ciągu. Jest to niestety dość typowe – ludzie „starszej daty” nie mogą sobie wyobrazić, że w ramach „crowdfundingu” można w sieci zebrać kilkadziesiąt tysięcy dolarów w ciągu jednej nocy, nie rozumieją działania Wikipedii. Podobnie nie rozumieją, że jeśli społeczność internetu poczuje się zagrożona działaniami WAADZY (tak jak było w przypadku ACTA) może zorganizować wielotysięczny protest w wielu miastach, a nawet krajach w ciągu kilkunastu godzin! I nie zatrzymają go „demaskujące” publikacje w gazetach, radiu i TV głoszące „kto za tym stoi, kto tym manipuluje”. To już nie jest walka komunistycznych mediów z radiem „Wolna Europa”, które można zagłuszać - a tak się chyba wielu jeszcze wydaje.

    Wielu założeniom polityki PiS trudno odmówić słuszności – odpolitycznienie sądownictwa jest oczywiście konieczne, nie da się pogodzić statusu mediów publicznych ze strukturą spółki akcyjnej. Niestety, działania PiS charakteryzuje agresja i arogancja.Wystąpienia p.Piotrowicza (w sprawie TK) i p.Terleckiego (w sprawie zadań mediów publicznych) zamiast je uzasadniać dolewają tylko „oliwy do ognia”. Czy naprawdę trzeba stawiać każdą sprawę na „ostrzu noża”? Czy nie warto było poszukać kompromisu w sprawie TK? Czy naprawdę konieczne było natychmiastowe wprowadzenie faktycznej weryfikacji dziennikarzy mediów publicznych? Nic więc dziwnego, że wzbudziło to sprzeciw i teraz PiS'owscy propagandziści muszą próbować umniejszyć znaczenie protestów podkreślając, że demonstracje są mniej liczne niż twierdzą dane oficjalne, że ich uczestnicy są „nie tacy młodzi”, że zjawili się na „wezwanie resortowych dzieci” i „skompromitowanych polityków”.

A tak naprawdę jest odwrotnie – wkurzone społeczeństwo XXI w. ma dość skutecznych środków technicznych, aby się samo zorganizować.Dziś nie da się skutecznie wyłączyć telefonów na całym Wybrzeżu, jak w 1980 r. Dziś już nikt nie uwierzy w bajki Jagielskiego o „palących się przekaźnikach”. PiS i jego Prezes ciągle wierzą w siłę klasycznych mediów – telewizję, radio, wielkonakładową prasę – a tymczasem ich siła oddziaływania (zwłaszcza na młode pokolenie) nie rośnie, a maleje. Wydaje się, że nadal żyją w świecie, w którym do wyboru mamy 1 lub 2 programów TVP + telewizja Trwam, zaś „solą telewizji” są programy prezentujące „gadające głosy” polityków i słowotok posła Sasina....

Dziś to politycy „przyklejają się” do spontanicznych protestów – i wynoszą ich one równie szybko, jak obalają. Kiedyś wyniosły Palikota do Sejmu, a następnie go z tego Sejmu wyrzuciły – dziś chyba przemija fala Kukiza. Rosną za to szanse PO wersja 2.0 czyli „Nowoczesnej” - bo ona również przejmuje sporą część „antypisiorów”.
 

barbie
O mnie barbie

Nazywam się Tomasz Barbaszewski. Na Świat przyszedłem 76 lat temu wraz z nadejściem wiosny - była to wtedy niedziela. Potem było 25 lat z fizyką, a później drugie tyle z Xeniksem,  Uniksem i Linuksem. Dziś jestem emerytem oraz bardzo dużym wdowcem! Nigdy nie korzystałem z MS Windows (tylko popróbowałem) - poważnie! Poza tym - czwórka dzieci, piątka wnucząt, dwa koty (schroniskowe dachowce), mnóstwo wspaniałych wspomnień i dużo czasu na czytanie i myślenie.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka