barbie barbie
2333
BLOG

"Ministerstwa Prawdy" żyją!

barbie barbie Polityka Obserwuj notkę 108

      Jeśli ktoś jeszcze pamięta „Rok 1984” Orwella to wie, czym było Ministerstwo Prawdy znane także „Prawdomin”. Ministerstwo to zajmowało się nieustannym fałszowaniem informacji o przeszłości, a także tworzeniem literatury, filmów i innych produktów rozrywkowych przeznaczonych dla Proli (dziś zwanych „ciemnym ludem”).

    Gdy czytałem Orwella w czasach „komuny” (oczywiście z „samizdatu” wydawanego nielegalnie) nigdy bym nie przypuszczał, że podobna groteska znakomicie oddająca mechanizmy „realnego socjalizmu” pozostanie aktualna także i dzisiaj, bo oto od czasu objęcia rządów przez PiS mamy do czynienia z konsekwentnym „poprawianiem” historii. Oczywiście, było w niej wiele przekłamań – zarówno odziedziczonych po PRL, jak i propagowanych już po 1989 r. i wymagają one korekty, jednak ponieważ dane mi było „żyć w ciekawych czasach” wiele rzeczy po prostu pamiętam i dość często dostaję drgawek słuchając lub czytając wypowiedzi współczesnych funkcjonariuszy „Prawdominu”. Rozumiem, że wiele osób zasłużonych dla I Solidarności może czuć żal, że się „nie załapali na transformację”. Ale w tym niecnym procederze biorą udział politycy usiłujący wszelkimi możliwymi sposobami podkreślać zasługi własne, swojej (aktualnej) opcji oraz nawet rodziny lub przyjaciół i co gorsza różni utytułowani „historycy – odbrązowywacze” oraz fachowcy od przewidywania „co by było gdyby”.

    Ostatnio dane mi było wysłuchać „opinii” pewnego profesora (nie wiem - „przedniego” czy „zadniego”) o straconej w marcu 1981 r. szansie „Solidarności”. Chodziło oczywiście o „wydarzenia bydgoskie” i udany ostrzegawczy 4 godzinny strajk generalny, który po nich nastąpił. Pan profesor dowodził, że „Solidarność” straciła wówczas „niepowtarzalną szansę” pójścia za ciosem i natychmiastowego odsunięcia komunistów od władzy, co według profesora umożliwiała mobilizacja całego społeczeństwa, która już nigdy później się nie powtórzyła. Zapomniał jednak o tym, że na moskiewskim Kremlu panował wówczas Leoinid Breżniew.

    Nie wiem, czy obecnie w szkołach stosuje się tzw. tablice synchroniczne, ale chyba pan profesor opuścił tą lekcję, bo nie zauważył, że tym, że pod koniec 1980 r. Polsce realnie groziła interwencja „bratnich armii” - pod pozorem ćwiczeń koalicyjnych na teren Polski 8 grudnia 1980 roku miało wkroczyć osiemnaście związków taktycznych (piętnaście dywizji Armii Czerwonej, w tym dywizja powietrznodesantowa, dwie dywizje Czechosłowackiej Armii Ludowej i jedna Narodowej Armii Ludowej NRD). Wraz z dwiema dywizjami radzieckimi stacjonującymi w Polsce zgrupowanie inwazyjne liczyłoby dwadzieścia dywizji wojsk lądowych! Dziwne, że w tych „ćwiczeniach koalicyjnych” nie miało brać udziału Wojsko Polskie które miało pozostać w koszarach. Byłem wówczas za granicą i czuć było napiętą atmosferę właściwie we wszystkich mediach – wojska sąsiadów stały w gotowości bojowej wokół granic Polski...

   Z tego pomysłu co prawda zrezygnowano, ale wkrótce do niego powrócono w postaci manewrów „Sojuz '81”, które odbywały akurat się w czasie wydarzeń w Bydgoszczy...

   Liderzy „Solidarności” oraz rząd Jaruzelskiego (który dopiero co przejął funkcję premiera) wykazali się wówczas naprawdę wielką rozwagą – zareagowano adekwatnie do sytuacji (powszechny strajk ostrzegawczy i uwzględnienie znacznej części jego postulatów). Pan profesor zarzuca im jednak, że „zmarnowali niepowtarzalną szansę” zapomina jednak, że były to jeszcze czasy Breżniewa, a o „pieriestrojce” nikt nie słyszał. Zarzucił więc „Solidarności”, że nie zdecydowali się na to, aby „wstrząsnąć sumieniem świata” i nie zagrali „z dymem pożarów z kurzem krwi bratniej”. Na szczęście jednak „straciliśmy okazję” aby tak pięknie zginąć! Dziś pan profesor i jemu podobni postawili by nam pomniki i zaśpiewali o na pieśni. My, Polacy potrafimy tak pięknie czcić przegranych – ostatnio bezkrytycznie podchodzi się do historii antykomunistycznego podziemia. Po wyzywaniu ich (w poprzednim ustroju) od bandytów zamiast rzetelnej i obiektywnej analizy (po połowie wieku!) mamy obecnie do czynienia z budową legendy „rycerzy bez skazy”. Od ściany – do ściany...

    Pan Prezydent Duda raczył powiedzieć, że wybory 1989 r. nie były żadnym wydarzeniem, bo były jedynie „częściowo wolne”. Zarzucił też ówczesnej „stronie społecznej”, że dzięki jej uległości (a może przez zawarcie „układu”) Polska „była jednym z ostatnich krajów Wschodniej Europy, w którym odbyły się wolne wybory”. To prawda, ale Polska „zapłaciła frycowe” jako kraj, który zapoczątkował obalanie „najlepszego z systemów” i była i nadal jeszcze jest tak postrzegana.

    Nieprzypadkowo to Lechowi Wałęsie zaproponowano symboliczne obalenie muru berlińskiego podczas uroczystości rocznicowych.

    Stan wojenny (który przygotowywano od jesieni 1980 r.!) uniemożliwił wcześniejsze przejęcie władzy. Przecież to „oczywista oczywistość”. Poza tym tak naprawdę to „strona społeczna” nie była do przejęcia władzy w pełni gotowa, a wbrew opiniom oszołomów politycznych państwo musi charakteryzować ciągłość – jakiś czas może działać siłą rozpędu, ale później brak ciągłości grozi poważnymi konsekwencjami. I w końcu niestety tych konsekwencji doświadczamy do dziś – dopiero teraz powoli odbudowujemy własny przemysł (ten poprzedni albo wysprzedano, albo zlikwidowano), z Polski wyemigrowało prawie 10% Obywateli, utraciliśmy praktycznie samodzielność finansową...

    Żadna rewolucja nie zakończyła się trwałym sukcesem – zazwyczaj rewolucje pod szczytnymi ideami „Liberte, Egalite, Fraternite” itp. kończyły się zbrodniami, masowymi morderstwami, bezprawiem (przepraszam „trybunałami i sprawiedliwością ludową”). Najnowsza historia Polski dowodzi (jak dotychczas), że Polacy potrafią zachowywać się rozsądnie i racjonalnie, dzięki czemu przeszliśmy przez trudne okresy stosunkowo małym kosztem. Uważam, że powinniśmy być z tego dumni. Prawdą jest, że przejmowanie władzy praktycznie zatrzymało się w 1990 r. Zabrakło niestety konsekwencji, a z drugiej strony trudno było się spodziewać, że poprzednia ekipa nie będzie chciało zachować jak najwięcej przywilejów. Zamiast jednak drogi ewolucyjnej wybrano zupełnie nieprzygotowaną opcję rewolucyjną, co oczywiście wobec ewidentnych różnic interesów musiało spalić na panewce. Mało kto pamięta (lub chce pamiętać), że rząd Jana Olszewskiego upadł w wyniku przyjęcia przez Sejm wniosku zgłoszonego „ad-hoc” przez Korwina-Mikke. Zgodnie z uchwałą Sejmu podjętą 28 maja minister spraw wewnętrznych p.Macierewicz został zobowiązany do podania do dnia 6 czerwca 1992 pełnej informacji lustracyjnych na temat urzędników państwowych od szczebla wojewody wzwyż, a także senatorów, posłów. Na drugi dzień Jan Rokita złożył wniosek o votum nieufności dla rządu Jana Olszewskiego, poparty później przez Lecha Wałęsę. Tak się kończą zazwyczaj w polityce źle przygotowane lub wręcz nieprzygotowane posunięcia...

   Historia jest nauczycielką życia – ale najlepiej uczy na błędach. Błędne posunięcia będą się zdarzać zawsze, ale co najgorsze można zrobić to udawać, że ich nie było. Historia pisana „ku pokrzepieniu serc” nikogo niczego nie nauczy – co najwyżej może pomóc w budowie legend i „mitów założycielskich”. No i nie należy jej zakłamywać dla bieżących potrzeb politycznych. Na dłuższą metę wszystkie „Prawdominy” poniosły porażkę – tym razem też poniosą.

barbie
O mnie barbie

Nazywam się Tomasz Barbaszewski. Na Świat przyszedłem 76 lat temu wraz z nadejściem wiosny - była to wtedy niedziela. Potem było 25 lat z fizyką, a później drugie tyle z Xeniksem,  Uniksem i Linuksem. Dziś jestem emerytem oraz bardzo dużym wdowcem! Nigdy nie korzystałem z MS Windows (tylko popróbowałem) - poważnie! Poza tym - czwórka dzieci, piątka wnucząt, dwa koty (schroniskowe dachowce), mnóstwo wspaniałych wspomnień i dużo czasu na czytanie i myślenie.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka