barbie barbie
994
BLOG

Prawnicy, sądy i sprawiedliwość

barbie barbie Polityka Obserwuj notkę 29

Do sądu nie idzie się po sprawiedliwość – ale po to, aby wygrać sprawę!

    Ta szczera wypowiedź doświadczonego prawnika znakomicie oddaje sytuację w polskim (i niestety nie tylko polskim) systemie prawnym.

    Jeśli dodatkowo przyjrzymy się obowiązującym praktykom oraz poziomowi etycznemu wielu prawników (oczywiście nie wszystkich) zapewne dojdziemy szybko do wniosku, że system prawny toczy niebezpieczny rak. Jak to bowiem jest możliwe, że doświadczony prawnik bez żenady występował przed sądem z pełnomocnictwem 110 letniej osoby, sąd uznał ważność tego pełnomocnictwa i na jego podstawie nakazał zwrot nieruchomości wartości wielu milionów złotych nie zadając sobie trudu sprawdzenia czy w ogóle ona po wojnie istniała i czy prawa do jej posiadania nie zostały przypadkiem nabyte w wyniku przestępstwa?

Doprawdy trudno wyjść ze zdumienia!

    W wyniku takich wyroków lokatorzy są wyrzucani ze swych mieszkań, które zajmowali od ponad pół wieku – mało tego, mieszkań w kamienicach, które często własnymi siłami podnieśli z gruzów. Ale co tam ludzie – ważniejsze dla naszych prawników jest „święte prawo własności” i nikt nie zadaje pytania, czy czasem zostało ono jedynie „wyprodukowane” w dokumentach, których autentyczność jest co najmniej wątpliwa.

     Osobnego omówienia wymagałaby sprawa „zwrotu majątku” kościołom i zgromadzeniom religijnym, ale o tym napisano już tak wiele, że zdecydowano się ten spekulacyjny proceder („odzyskany” majątek prawie natychmiast trafiał na rynek komercyjny) zatrzymać.

    A tymczasem niewielki przedsiębiorca nie ma prawie żadnej szansy w dochodzeniu zapłaty za roboty zrealizowane na rzecz głównego „wykonawcy”. Teoretycznie może założyć sprawę sądowa, ale tylko pod warunkiem, że złoży tak zwany „wpis”, który wynosi 5% wartości przedmiotu sporu. Jeśli więc firma zrealizowała roboty o wartości 5 mln złotych (w podzleceniach na budowę dróg to wcale nie jest wygórowana kwota) wpis wyniesie 250 000 zł. Można oczywiście liczyć na litość sądu i zwolnienie tego obowiązku, ale zdarza się to bardzo rzadko. Niewielka firma, która zaangażowała własne środki realizację zlecenia, które często traktowała jako „okazję życia” często staje w takim przypadku na pograniczu bankructwa – a sprawa w sądzie może bowiem trwać nawet i 5 lat lub dłużej.

    Powszechne jest również wymuszanie w takich umowach bardzo długich terminów płatności. Praktykę taką stosują często polskie filie podmiotów zagranicznych. Ciekawe, że jeśli prace są realizowane bezpośrednio na rzecz podmiotu zagranicznego takie zjawisko nie występuje. W ten sposób zarejestrowane w Polsce podmioty posługujące się znakiem firmowym wielkiej, międzynarodowej firmy podmioty korzystają z siły marki i zapewniają sobie finansowanie swej działalności przez małe podmioty krajowe.

   Osobnego omówienia wymaga działalność firm windykacyjnych. Prowadzą one normalną działalność biznesową polegającą na zakupie długów (np. od banków) za ułamek ich wartości, a następnie ich ściąganiu (oczywiście najlepiej w pełnej wysokości) za pomocą „próśb i gróźb”. To właśnie dla nich powołano „sąd elektroniczny”, który działa jak automat. I wszyscy są zadowoleni – bank pozbył się długu (sprzedał go firmie windykacyjnej), firma windykacyjna (czasem będąca biznesowo powiązana z bankiem) uzyskała możliwość zarobku – a za wszystko zapłaci „szary obywatel”.

   Gdy jednak dłużnik zna nieco prawo może złożyć zarzut przedawnienia roszczenia i sądy powszechne na ogół taki zarzut uznają. Tylko skąd ma o tym wiedzieć zwykły, szary obywatel, który często nie ze swej winy wpadł w kłopoty? Za to luminarze prawa (za „drobną opłatą”) często starają się (i to skutecznie) doprowadzać do przedawnienia roszczeń wobec swoich klientów.

   O tym, jakie szanse ma człowiek obrabowany przez bezczelnych kombinatorów świadczy sprawa „Amber Gold”. Zapewne paru liberałów skomentuje to w następujący sposób: „Trzeba było dokładnie czytać umowę” - ale już nie wspomni o tym, że jest ona najczęściej sformułowana w taki sposób, że konieczne jest przy tym skorzystanie z pomocy dobrego prawnika. A nawet jeśli zwróci on uwagę na różne „kruczki” to i tak jej nie można zmienić, bo jest to po prostu dyktat silniejszego wymuszany na słabszym.

   W polskim systemie prawnym „nic się nie da zrobić” także z firmami zwykłych naciągaczy, które wyspecjalizowały się w okradaniu ludzi starszych oferując im „supergarnki”, „ekstrakołdry”, „antyreumatyczne stymulatory tachionowe” oraz inne podobne badziewia.

    A przecież prawo wymyślono po to, aby chronić słabszych. Silny zazwyczaj sam sobie poradzi. Słabszy jak oberwie od silniejszego „po mordzie” to musi próbować szukać sprawiedliwości w sądach – i tu wracamy do początku tej notki.

    Ten „rak w pałacu sprawiedliwości” jest chyba ponadczasowy. Wszak niesławny Józef Różański był przedwojennym adwokatem – a jego działalność po wojnie jest powszechnie znana. Pomimo, że go osądzono i skazano, a jego wniosek o warunkowe, przedterminowe zwolnienie sąd odrzucił wyszedł na wolność dzięki aktowi łaski (Rada Państwa 1964 r.) i spokojnie pracował aż do emerytury.

Pytanie – czy środowisko prawnicze, które charakteryzuje się bardzo wysokim „współczynnikiem samoreprodukcji” jest w stanie się oczyścić? Czy będzie konieczne sięgnięcie po „sprawiedliwość ludową”, czego zalążek już mamy w postaci „komisji reprywatyzacyjnej”?

Ale czy jest inna metoda podważenia przyznania przez sąd powszechny prawa do nieruchomości „pełnomocnikowi prawnemu” 110 letniej osoby?

barbie
O mnie barbie

Nazywam się Tomasz Barbaszewski. Na Świat przyszedłem 76 lat temu wraz z nadejściem wiosny - była to wtedy niedziela. Potem było 25 lat z fizyką, a później drugie tyle z Xeniksem,  Uniksem i Linuksem. Dziś jestem emerytem oraz bardzo dużym wdowcem! Nigdy nie korzystałem z MS Windows (tylko popróbowałem) - poważnie! Poza tym - czwórka dzieci, piątka wnucząt, dwa koty (schroniskowe dachowce), mnóstwo wspaniałych wspomnień i dużo czasu na czytanie i myślenie.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka