barbie barbie
2816
BLOG

Strategia czy fortele PiS ?

barbie barbie PiS Obserwuj temat Obserwuj notkę 162

    W wielu notkach i komentarzach zamieszczanych na „Salonie24” Jarosław Kaczyński określany jest jako wybitny strateg, którego działanie doprowadziło PiS do spektakularnego zwycięstwa. Tymczasem jeśli obiektywnie przyjrzymy się faktom sprawy mają się całkiem inaczej:

    W 2010 r. po tragedii smoleńskiej konieczne było przeprowadzenie przyspieszonych wyborów prezydenckich. Wystartowało 10 kandydatów, ale znaczące poparcie w I turze uzyskało jedynie trzech – B.Komorowski (41,5%), J.Kaczyński (36,5%) i G.Napieralski (13,7%). W drugiej turze Bronisław Komorowski pokonał Jarosława Kaczyńskiego uzyskując 52,4% głosów (J.Kaczyński uzyskał 46,4% czyli o ok. ponad milion głosów mniej). Ciekawe, że stosunek procentowy głosów oddanych na B.Komorowskiego i J.Kaczyńskiego był w obu turach taki sam i wynosił ok. 1,13.

   W wyborach, które nastąpiły 5 lat później w II turze starli się znów kandydaci PiS i PO. Za ramienia PiS kandydował Andrzej Duda, a PO znów Bronisław Komorowski. Tym razem różnice były znacznie mniejsze – w I turze Andrzej Duda uzyskał jedynie ok. 140 tys. głosów więcej niż Bronisław Komorowski, zaś w II przewaga wyniosła ok. 0,5 mln głosów.

    Warunki, w których odbywały się wybory w 2010 r. i 2015 r. były jednak zupełnie inne. Platforma Obywatelska była w 2015 r. bardzo osłabiona utratą swego lidera, Donalda Tuska i jak zwykle w takich przypadkach trwała (choć ukrywana) walka o przywództwo w partii. Nie ułatwiało to prowadzenia kampanii wyborczej tym bardziej, że PO była pewna zwycięstwa. Panowało przekonanie, że „Bronisław Komorowski może przegrać te wybory jedynie gdyby przejechał po pijanemu zakonnicę na przejściu dla pieszych”.

    W ten sposób PO powtórzyła grzech samouwielbienia, który spowodował sromotną porażkę Tadeusza Mazowieckiego już w I turze wyborów prezydenckich 1990 r. (uzyskał jedynie 18% głosów przegrywając udział w II turze ze Stanem Tymińskim).

   Kaczyński po kolejnych porażkach postanowił zastosować fortel – zrezygnował z kandydowania na rzecz młodego, nieznanego szerszemu ogółowi polityka (a właściwie urzędnika w kancelarii Śp.Lecha Kaczyńskiego, a później europosła) Andrzeja Dudy. Początek kariery politycznej A.Dudy nie był pozbawiony „zakrętów”. Zaczynał jako działacz Unii Wolności, w 2005 r. po wyborach parlamentarnych wygranych przez PiS szybko zmienił barwy partyjne i został podsekretarzem stanu w Ministerstwie Sprawiedliwości (Ministrem był wówczas Zbigniew Ziobro). Andrzejowi Dudzie zorganizowano profesjonalną i bardzo dobrą kompanię wykorzystującą jego atut młodości, wykształcenia oraz obycia. Oczywiście, jak okazało się później i jak widać do dzisiaj był to jedynie wybieg Jarosława Kaczyńskiego, który chciał mieć na stanowisku prezydenta RP całkowicie posłusznego i wiernego polityka. Nikt już chyba nie wierzy, że Prezydent Duda podejmuje samodzielnie jakiekolwiek decyzje polityczne – przecież nawet fizycznie nie jest w stanie zapoznać się z treścią podsuwanych mu dokumentów, które niezwłocznie podpisuje.

    Podobny manewr Jarosław Kaczyński zastosował podczas wyborów parlamentarnych, gdy powierzył misję formowania rządu z ramienia PiS pani Beatę Szydło. I znów się okazało, że zapowiedzi p.Szydło dotyczące składu Rady Ministrów zostały poważnie zmienione – jeden z ministrów posunął się wręcz do publicznego stwierdzenia: „to nie jest rząd Pani Szydło – to jest rząd PiS”, co oczywiście oznaczało, że wiążące decyzje w sprawie obsady stanowisk w rządzie podejmuje prezes tej partii i jego najbliższe otoczenie. I tak się faktycznie stało – skład rządu znacznie odbiega od zapowiadanego przez p.Szydło, a jej tłumaczenia należy uznać za co najmniej niejasne i pokrętne.

    Trudno to nazwać strategią – to są po prostu fortele w stylu Pana Zagłoby, który przedzierając się do Baru z Heleną udawał zwykłego proszalnego dziada-lirnika tak jak dziś p.Jarosław Kaczyński udaje „zwykłego posła”. Te fortele służą jednej sprawie – utrzymaniu się przy władzy „szarej eminencji” - p.Jarosława Kaczyńskiego, którego obecna rola odpowiada w stu procentach roli sprawowanej przez I Sekretarza PZPR za czasów głębokiego PRL-u.

    21 grudnia o 10:00 spadły maski. Na konferencji zorganizowanej przez PiS Pan „szeregowy poseł” zasiadł na tle białoczerwonych flag pomiędzy p.Premier, Marszałkami Sejmu i Senatu i szefem sejmowego klubu PiS i rozpoczął przemówienie w taki sposób, ze nikt nie miał nawet cienia wątpliwości, kto naprawdę rządzi w Polsce. Dopiero po jego wystąpieniu przemówili p.Premier oraz Marszałkowie w stylu „jest dobrze, a będzie jeszcze lepiej”.

    Jak się ostatnio okazuje ekipa PiS nie cofa się nawet przed kłamstwem i fałszowaniem protokołów głosowania. Okazuje się, że w stenogramie z posiedzenia w Sali Kolumnowej Sejmu wpisano jako sekretarzy liczących głosy posłów, którzy zaprzeczają swojej obecności na tej sali w czasie głosowania nad budżetem. I w taki to sposób nasz Sejm obraduje i „podejmuje” jedną z najważniejszych dla losów naszego państwa decyzji. To raczej przypomina handelek na Kiercelaku niż obrady Sejmu Rzeczypospolitej!

     No i co z tego? Ano nic. Trybunał Konstytucyjny został „wzięty” w ciągu półtora dnia. Najpierw Prezydent powołał p.o. Prezesa Trybunału (jakby nie istniało stanowisko jego wiceprezesa), a na drugi dzień, już po ekspresowym podpisaniu kolejnych, nowych „ustaw naprawczych” Pani p.o. prezesa zostaje oficjalnie Prezesem TK.

    Trzeba lojalnie przyznać, że do takiej sytuacji doprowadziły w dużej mierze działania opozycji, która zajęła się sama sobą rozważając czy to PO czy Nowoczesna jest najważniejszą siłą opozycyjną w Polsce. A PiS sobie robi co chce w stylu „Misia” - „nie mamy płaszcza - no i co nam zrobicie?”. Jedynie, co nieco powstrzymuje „czołowego stratega” (czytaj – specjalistę o forteli) to masowe wystąpienia uliczne – mam na myśli choćby protest kobiet. „Wielki strateg” świetnie zdaje sobie sprawę z tego, że tak naprawdę może liczyć jedynie na swój „żelazny elektorat”, który od lat daje PiS ok. 35% głosów (z małymi statystycznymi wahaniami). To (dzięki ordynacji wyborczej i metodzie d’Hondta) wystarczy do samodzielnego rządzenia, ale tylko pod warunkiem, że opozycja będzie się zachowywać tak jak dotychczas – czyli zajmować się wewnętrznymi kłótniami. Na razie wystarczają epitety w rodzaju „komuniści i złodzieje” albo „kwik świń oderwanych od koryta”, które żelazny elektorat PiS „łyka bez popitki”.

    Naprawdę, gdyby przyszło mi dzisiaj głosować chyba oddałbym głos nieważny. Tli się jednak jeszcze we mnie nadzieja, że polskie społeczeństwo stać na wyłonienie odpowiedzialnych reprezentantów, a może nawet mężów stanu i czas „genialnych strategów” się skończy. Oby obyło się bez poważniejszych konsekwencji.

barbie
O mnie barbie

Nazywam się Tomasz Barbaszewski. Na Świat przyszedłem 76 lat temu wraz z nadejściem wiosny - była to wtedy niedziela. Potem było 25 lat z fizyką, a później drugie tyle z Xeniksem,  Uniksem i Linuksem. Dziś jestem emerytem oraz bardzo dużym wdowcem! Nigdy nie korzystałem z MS Windows (tylko popróbowałem) - poważnie! Poza tym - czwórka dzieci, piątka wnucząt, dwa koty (schroniskowe dachowce), mnóstwo wspaniałych wspomnień i dużo czasu na czytanie i myślenie.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka