barbie barbie
756
BLOG

Osobno - a jednak razem (PiS i PO w nauce)

barbie barbie Edukacja Obserwuj temat Obserwuj notkę 22
„Ucz się tak, jakbyś miał żyć wiecznie, żyj – jakbyś miał umrzeć jutro”


     To powiedzenie przypisywane jest Św. Izydorowi z Sewilli (ur. ok. 560 roku), patronowi internautów i informatyków. Człowiek stał się gatunkiem dominującym dzięki umiejętności uczenia się i co za tym idzie ogromnej elastyczności. Nawet, gdy w jakimś środowisku człowiek po prostu żyć nie może – to po prostu zabierze środowisko ze sobą wsiadając do samolotu, a w przypadku ekstremalnym nawet do rakiety kosmicznej. Ludzie zajmują się astronomią pozagalaktyczną, badaniem cząstek elementarnych albo badaniem zwyczajów różnych zbiorowości (np. społeczności romskiej w Jurgowie) czy wspinaniem się zimą na szczyt K2. Pytanie – po co niektórzy ludzie to robią? Przecież to (przynajmniej na razie) nikomu nic nie daje!


    I tu dochodzimy do odpowiedzi na pytanie - czym właściwie jest nauka i jakimi motywacjami kierują się prawdziwi uczeni? Odpowiedź może być właściwie jedna – motorem jest ciekawość Świata i poszukiwanie prawdy. Dotyczy to oczywiście tak zwanej „czystej nauki”, albowiem nauki stosowane to przede wszystkim próby (mniej lub bardziej udane) wykorzystania wiedzy w określonym celu – od tworzenia nowych generacji komputerów aż po manipulowanie społecznościami.


    Pan Gowin marzy o wykreowaniu nowych polskich elit naukowych lecz popełnia już błąd na samym początku koncentrując się jedynie na naukach stosowanych (współpraca z biznesem, przysłowiowa już „innowacyjność”) zapominając o tym, że prawdziwe elity naukowe tworzą ludzie, którzy są zainteresowani poszukiwaniem prawdy o Świecie, a nie stawiają sobie konkretnych celów jak np. opracowanie holograficznego telewizora i wdrożenie go do masowej produkcji. To właśnie prawdziwi naukowcy postępują w myśl cytowanej na wstępie sentencji Św.Izydora z Sewilli i często kończą swój proces poszukiwania prawdy dopiero w chwili swej śmierci. Większości tych ludzi nie można pozyskać wysokimi apanażami – dla nich bowiem bardziej istotne jest stworzenie im warunków do prowadzenia działalności w wybranej przez nich dziedzinie. Nie należy przy tym oczekiwać od nich dających się zastosować „w praktyce” wyników, patentów itp. – od tego są specjaliści od nauk stosowanych, natomiast to właśnie prawdziwi naukowcy tworzą elitę torującą drogę dla innych. Poszukiwanie prawdy to nie prosta autostrada wiodąca do określonego celu – to raczej mozolne błądzenie po manowcach i powolne przybliżanie do zrozumienia rzeczywistości.


     Niestety, działalność ludzi, którzy usiłują uprawiać prawdziwą naukę i uczyć się do końca życia jest bardzo kłopotliwa dla „establishmentu” akademicko/instytutowego. Po prostu „zawyżają poziom” i w związku z tym stanowią realne zagrożenie dla zasiedziałych koterii i „układzików”. Tajemnicą poliszynela jest, że w tym środowisku mamy do czynienia z „samoreprodukcją” i powstawaniem dynastii profesorskich. Zjawisko to dotyka niestety także nauk ścisłych. Co ciekawsze, samoreprodukcją zainteresowane są praktycznie wszystkie grupy – za „moich czasów” podział był podobny jak dziś. Samoreprodukcją zainteresowani byli zarówno „pragmatycy” uznający warunki tzw. „realnego PRL”, jak i ich przeciwnicy, których kiedyś określaliśmy mianem „towarzystwa Św.Zyty”. Dziś mamy „Pisiorów” i „Pełowców”. Grupy te konkurują między sobą, popierają bezwarunkowo „swoich”, ale wykazują zadziwiającą solidarność w przypadku pojawienia się zagrożenia. Zagrożenie to stanowią zdolni (najczęściej młodzi) ludzie pragnący uprawiać prawdziwą naukę. Wypracowano więc metodę ich neutralizacji – po prostu wysyła się ich na stypendia zagraniczne. Oczywiście, w trosce o ich rozwój naukowy. Jednak w rezultacie najzdolniejsi rzeczywiście się rozwijają, są doceniani i uzyskują warunki do kontynuowania swej działalności naukowej. Ci pozostają za granicą robiąc autentyczne kariery naukowe. Mniej zdolni lub mniej pracowici nie są w stanie sprostać otwartej konkurencji i albo wracają, albo zostają za granicą „załapując się” na pomocnicze zadania na pośledniejszych uniwersytetach. Cel jednak został osiągnięty – konkurencję dla lokalnych koterii (zarówno spod znaku PiS, jak i PO) skutecznie wyeliminowano i można spokojnie żyć w atmosferze lokalnego ciepełka (i smrodku).

    Przecież ci najzdolniejsi nie wrócą – a nawet jeśli postanowiliby wracać to i tak nie znajdą w Polsce pracy na uczelni lub w instytucie! Wszystkie etaty są przecież zajęte. Środowisko za to chętnie się tymi najzdolniejszymi pochwali, przyzna im medal za wybitne osiągnięcia naukowe podkreślając „to nasz wychowanek!” - byle tylko nie wracał i nie „zawyżał poziomu”.


    Niestety dla polityków, w tym dla Pana Gowina najważniejszym celem jest spełnianie oczekiwań elektoratu. A przeciętny człowiek raczej nie stosuje się do zalecenia Św.Izydora. W jednej z pierwszych scen „Pigmaliona” Shawa (bardziej znanego w postaci musicalu „My Fair Lady”) Prof.Higgins pyta londyńskiego „cockneya”:

„Panie, czy chodził Pan do szkół?” i uzyskuje odpowiedź „czy uważa mnie Pan za głupca?”.


     Dziś pomimo powszechnej dostępności wiedzy (prawie na dowolnym poziomie) większość ludzi uważa konieczność nauki za „dopust boży”. W okresie, gdy środki masowego przekazu jeszcze raczkowały (za czasów Shawa to tylko elity czytały gazety) wielu ludzi za wzorce uważały elity i tak jak Eliza Doolittle starało się im dorównać. Dziś „przekaziory” oraz Internet (dostępna dla wszystkich tablica ogłoszeniowa) kształtują świadomość „ludu” - a przecież to właśnie „lud” głosuje (przysłowiowych 2 meneli przegłosuje po dyktando TVN lub TVP każdego jednego profesora). Podobne prawo obowiązuje w tzw. „nauce” i w rezultacie wybitne jednostki przegrywają z tak zwaną „szarą masą pracowników nauki”, która jest przede wszystkim zainteresowana utrzymaniem „status quo”. Za „moich czasów” brałem udział w wielu „problemach rządowych”, bo był to właściwie jedyny sposób zdobycia środków na aparaturę badawczą. Dziś nazywa się to z „zachodnia” grantami, ale rezultat jest taki sam – mnóstwo pracy „papierkowej”, przygotowywanie „proposali”, zawyżanie kalkulacji (bo i tak „obetną”) a w razie sukcesu (przyznanie środków) pisanie nikomu niepotrzebnych sprawozdań, rozliczeń etc. Czasu na uprawianie nauki pozostaje niewiele – zresztą często i tak realne środki stają się dostępne tuż przed ostatecznym terminem zakończenia planowanych prac.


    Sprawa powinna być odwrócona – to te wszystkie „Narodowe Centra” powinny aktywnie poszukiwać interesujących badań podstawowych i je aktywnie wspierać. Co najważniejsze należy sobie uświadomić, że to rozwój nauk podstawowych (poszukujących prawdy) tworzy prawdziwe elity. W takich badaniach nie można jasno określić celu – nie będzie więc ich (przynajmniej na razie) wspierać przemysł, który może być zainteresowany głównie rozwojem nauk stosowanych.


Podsumowując – pomimo słusznego założenia, że nie wszyscy mamy jednakowe umysły i elit w nauce nie da się produkować taśmowo na „studiach” doktoranckich (a może wkrótce i habilitacyjnych) czarno widzę perspektywy tej kolejnej planowanej reformy. Opór "ciemnej materii" będzie zbyt silny...


barbie
O mnie barbie

Nazywam się Tomasz Barbaszewski. Na Świat przyszedłem 76 lat temu wraz z nadejściem wiosny - była to wtedy niedziela. Potem było 25 lat z fizyką, a później drugie tyle z Xeniksem,  Uniksem i Linuksem. Dziś jestem emerytem oraz bardzo dużym wdowcem! Nigdy nie korzystałem z MS Windows (tylko popróbowałem) - poważnie! Poza tym - czwórka dzieci, piątka wnucząt, dwa koty (schroniskowe dachowce), mnóstwo wspaniałych wspomnień i dużo czasu na czytanie i myślenie.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo